Hipnoza trochę historii

Od szamanów do psychologii i medycyny.

Termin”hipnoza” pojawił się w pierwszej połowie XIX wieku. Dla określenia sztucznie wywołanego, terapeutycznego snu. Użył go po raz pierwszy szkocki lekarz, James Braid, który posłużył się greckim określeniem snu hypnos.
Miał hipnotyzm swoją starożytną nazwę – mekhenesis – co oznaczało „zdjęcie odpowiedzialności”. Rozumiane w tym sensie, że jedna z osób seansu przejmowała na siebie moc wpływania na pozostałe osoby lub jednego partnera. Ponad dwadzieścia i więcej wieków temu zaobserwowano i zrozumiano, że niektórzy ludzie mają wrodzoną siłę psychiczną panowania nad innymi (charyzmę) lub potrafią się tej siły nauczyć. Do XIX wieku (naszej ery) nie rozumiano jednak, na czym ta siła polega. Do połowy XX wieku nie przypuszczano, że oddziaływanie mentalne drugiego człowieka, np. hipnotyzera, może także zmieniać fizjologię osoby, na którą się oddziałuje sztucznym snem lub jego rozmaitymi odmianami, zwanymi odmiennymi stanami świadomości.
Mówiąc ogólnie: wszystko to, co dzieje się z nami poza jawą jest znacznie silniejszym bodźcem dla organizmu, bo nie hamują go świadome mechanizmy myślenia.
Każdy równy rytm – kapania wody, stukania, jednostajnego, wahadłowego poruszania się przedmiotu, monotonnej mowy – powodował i nadal powoduje, że nasza psychika wyłącza się z rzeczywistości. Dzieci określają takie zjawisko „zaczarowaniem”, naukowcy – „snem na jawie” lub „czasowym wyłączeniem jaźni”. Jest to naturalny stan psychiczny, który pozwala nam wchłonąć informacje z zewnętrznego świata.
Wchłonąć je bez kompleksów, chłodnej oceny, szufladkowania i jakiejkolwiek kwalifikacji danych. Stan „zaczarowania” służy zupełnie innym celom i przyjmowaniu zupełnie innych
bodźców, bardziej duchowych, mistycznych, oddalających lęk, można powiedzieć, że wręcz pierwotnych. Hipnozę, zatem natura stworzyła nie tylko dla człowieka i uczyniła to na długo przed jego pojawieniem się na Ziemi. Hipnoza jest prehistoryczna – jest jedną z form obrony życia. Obrony w tym sensie, że pozwala wyłączyć reakcje nerwowe, aby stres nie zabił (stąd bardzo często nie pamiętamy okoliczności np. wypadku samochodowego, którego byliśmy uczestnikami).
W ogólnym sensie wszystkie odmienne stany świadomości są koniecznym relaksem, oddechem dla duszy, wyłączeniem się z kołowrotu wydarzeń. A także – co w przypadku tych stanów jest niezmiernie ważne – uruchomieniem pozaracjonalnego sposobu myślenia, przyjmowania informacji, zaspokajania potrzeby uczuć mistycznych (zbliżania się do bóstw, opanowywania myślą ogromu niebezpiecznego kosmosu). Odmienne stany świadomości, a w tym hipnoza, działają na naszą podświadomość, a więc siedzibę wyobraźni i nieokreślonych lęków (tzn. tych, których przyczyn nie znamy lub tylko je przeczuwamy). Wyobraźnia i lęki przed nieznanym – to zjawiska psychiczne będące podwalinami i ważnymi elementami wszystkich zjawisk religijnych, od prahistorii do dziś. Zawsze też obrzędy religijne i mistyczne miały podobną obrzędowość – za pomocą składanej w transie ofiary, człowiek chciał złagodzić wrogość dalekich, wielkich bogów. Trans to zjawisko hi pnotyczne. W rytuałach religijnych wykorzystuje się go do pokonania lęku, ale także ułatwienia pracy wyobraźni, która łatwiej poddaje się mistycyzmowi, sprawom duchowym, oddalonym od fizyczności przeżyciom psychiki. Podstawą wprowadzania w trans był dźwięk, przede wszystkim ludzkiego głosu. Ale także szumu fal, monotonnego świergotu czy poświstu wiatru. I muzyki, o której nawet pisano: „W pradawnych czasach muzyka, podobnie jak taniec i wszelkie ćwiczenia artystyczne, była czarodziejskim arkanem, jednym ze starych, a prawowitych środków magicznych. Poczynając od rytmu (klaskania w dłonie, tupania, uderzania w drewniane pałeczki i najdawniejszego kunsztu bicia w bębny), stanowiła silny a wypróbowany sposób wprawiania znacznej i licznej gromady ludzi w jednaki >nastrój<, doprowadzania ich oddechu, uderzeń serca i emocji do jednakiego rytmu. Warto przypomnieć tutaj o jednostajności i cyklicznej powtarzalności muzyki kościelnej, np. horałów. Ze wszystkich bodźców zewnętrznych właśnie dźwięk najbardziej działał i działa na naszą podświadomość. Wiemy też, że wykorzystywali go już w transach starodawni szamani. Szamani ze wszystkich stron świata korzystali ze swojej mocy, sami świadomie wprowadzali się w trans, a potem z jego pomocą zmieniali drogi świadomości swoich współplemieńców. Szamani byli ludźmi charyzmatycznymi, potrafiącymi zapanować nad innymi i w ten sposób rozwiązywać problemy społeczności, przygotowywać do wojen, inicjować do dorosłości i uzdrawiać. To były proste, ale niezwykle skuteczne sposoby koncentrowania uwagi pacjenta na celu, który zamierzył uzdrowiciel. Dokładnie temu samemu zjawisku służy współczesna hipnoza.

Przyjrzyjmy się, jak formy hipnotyczne wykorzystywano w obyczajach plemiennych różnych ludów.

Arabowie znali siłę skupiającą jednostajnego, powtarzalnego ruchu. I tak na zakończenie wielu obrzędów jeden z poetów dworskich wchodził na podwyższenie i składał swą głowę na kolanach króla. Następnie wchodził wyżej i kładł głowę na lewe, potem na prawe ramię władcy. Kronikarz pisze: „Był to zwyczaj zachowany z pradawnych czasów, jeszcze przed przyjęciem mahometanizmu. Jak mówił tłumacz, oznaczać to miało, że poddani ufają, iż zawsze będą mogli znaleźć oparcie w swoim władcy”. Był to tradycyjny uspokajający gest bezpieczeństwa i zawierzenia.
W Japonii – w miejscowej religii shinto – opisano, że „każdy człowiek ma dwie dusze: ara-mi tam, czyli duszę surową, która jest mściwa i nigi-mi tam, czyli duszę dobrą, która jest w stanie wszystko wybaczyć. Poza tym, wszyscy pozostajemy pod wpływem ducha Oho-magatsu hi-no karni, potężnego bóstwa zła oraz ducha Oho-naho bi-no karni, który przeciwdziała wpływowi bóstwa zła”. Japończycy – w związku z tymi bogami – znają jeszcze jedno niezwykłe zjawisko, o którym mieszkańcy Zachodu mają niewielkie pojęcie i uważają je raczej za domenę magii. Otóż z mocy bogów shinto, dusza może czasem na chwilę opuścić ciało i w sekrecie spełnić dobry uczynek, aby zmienić swoje przyszłe przeznaczenie. W tym wypadku ciało jej właściciela nie odczuwa cierpienia. Wyzwalanie spod władzy złych ziemskich duchów odbywało się w czasie sztucznie wywołanego snu – a raczej formy „skamienienia”, zwanej medycznie stuporem.
Tybetańscy szamani dziesięć wieków temu opisali i sklasyfikowali sposób przeżywania snów świadomych, które miały dawać wgląd do wyższej wiedzy, pokonać śmierć, przenieść się do krainy bogów. Tybetańska Księga Umarłych jest taką wiedzą, która kieruje duszę w najlepsze dla niej miejsce. Zwolennicy metody świadomych snów i medytacji korzystali systematycznie z tej księgi, w której mistrz (przewodnik, wtajemniczony przyjaciel) prowadził duszę przez 40 światów i przygotowywał ją do reinkarnacji (lub inicjacji). Tybetańska Księga Umarłych to także przewodnik poszerzania umysłu, podręcznik przechodzenia bezpiecznie przez odmienne stany świadomości, by osiągnąć wiedzę na przyszłe wcielenia. Umysł zdobywa tę naukę bez krępujących łańcuchów pragnień i lęków. Z doświadczeń tej księgi korzystali jogini.
Joga to znaczy ujarzmiać. Powstrzymywać potrzeby ciała, by pojąć wielkość i jedność kosmosu.
Chińczycy w tradycyjnych wierzeniach także uważają, że w czasie snu i odmiennych stanów poza jaźnią duch wędruje poza ciałem. Dlatego też przywiązują ogromną wagę do naturalnego dochodzenia do świadomości (przebudzenia). Według nich gwałtowne budzenie może zniszczyć energię człowieka. Oszołomienie po zbudzeniu lub złe samopoczucie jest dowodem na zbyt szybki powrót ducha z wędrówek po sennych przestrzeniach, które mają ukazać inne strony prawdy.
Taoiści – wierni z jeszcze jednego wyznania wschodniego piszą: „wykorzystuj odczucie na równi z logiką, aby zrozumieć to, co widzisz”. Na tym ich zdaniem polega zasadnicza różnica między pełnią myślenia a technicznym myśleniem lewej półkuli mózgu. Pełnia myślenia musi włączyć do działania wyobraźnię, której siedzibą jest prawa półkula.
W Egipcie i Mezopotamii sny i pochodne im stany hipnotyczne były uważane za ważny kontakt z bogami i przebywając w nich można było przekazać niebiańskim władcom swoje przesłania.
Legendarni hawajscy szamani, kahunowie, od wieków w czasie snów i odmiennych stanów świadomości (swoich, a czasem pacjentów) szukali sposobów na uwolnienie od każdej choroby oraz lęku. Kahunowie jako pierwsi wśród szamanów opisali pierwotną formę leczniczej sugestii uzdrawiającej i wprowadzającej równowagę w pracy organizmu ludzkiego.
Ich wiedzę o „uzdrawianiu mózgu” wykorzystuje jedna z dzisiejszych gałęzi medycyny naturalnej – Huna.
Syberyjscy szamani w stanach sztucznie wywołanych snów przeżywają obrzędy inicjacyjne, wyobrażając sobie np. walkę z demonami o polepszenie losu plemienia. Potem rozmawiają z bogami o powodzeniu swojej społeczności. Aby wprowadzić się w trans korzystają z monotonnego dźwięku metalu uderzającego o metal oraz roślin halucynogennych (w ściśle określonych dawkach).
Amerykańskim Indianom sny i transy pozwalają poznać najgłębsze pragnienia. Zasadą jest natychmiastowe ich interpretowanie i przedyskutowanie w obecności całego plemienia. Jeśli zbyt często powtarza się źle wróżący sen, wtedy szaman wprowadza pacjenta w stan hipnotyczny i sugeruje mu inne zakończenie opowieści. Od indywidualnego snu, bowiem uzależniony jest los społeczności.
Australijscy aborygeni uważają, że prawdziwe życie jest we śnie, bo prawda to podświadomość, (czyli to, co niewiadome albo tylko przeczuwane); sen to pierwsza dusza. Druga dusza ludzka też istnieje w snach, może zamieszkać w drugiej osobie i płatać figle. Badacze aborygenów podają: ” Sugeruj e to, że nasi przodkowie posługiwali się raczej percepcją senną (prawa półkula) niż logiką i intelektem (lewa półkula). Ich relacje ze światem naturalnym mogło cechować większe współczucie, mniejszy egoizm i uczucie izolacji niż nasze.
Procesy, które określamy mianem magicznych, mogły być dla nich zwykłymi środkami percepcji”.
Malezyjskie plemię Senoi analizuje wszystkie sny oraz wizje i jest według antropologów społeczeństwem wolnym od przestępstw. Określenie i poznanie lęków w czasie innych stanów świadomości uwalniało człowieka od żądzy czynienia zła.

Poznanie obyczajów tubylczych pomogło wielu badaczom opisać mechanizmy psychiczne ludzkiego mózgu.

Jeśli rytualny trans religijny lub parareligijny uspokajał duszę, wzmacniał siły psychiczne i fizyczne, dodawał otuchy, to dlaczego nie zastosować go w uzdrawianiu… Tak pomyśleli już starożytni filozofowie i medycy. I to był jeden z najbardziej genialnych „wynalazków” dawnych uzdrowicieli. Tak zaczęło się „leczenie duszy”, powszechne w wielkich cywilizacjach starożytności: Babilonii, Asyrii, na Dalekim Wschodzie, w Egipcie, Grecji i Rzymie. Stosowali je również uzdrowiciele indiańscy z obu Ameryk. Znamy to z przedziwnych kodeksów Majów i Inków oraz Indian Północy, (którzy swoje lecznicze tańce i monotonne zaklinania kultywują do dziś). Niestety, niemal wszystkie dokonania plemiennych lub tradycyjnych uzdrowicieli zabiło średniowiecze. Kościół chrześcijański wcześniejsze rytuały potraktował jako konkurencję w rządzeniu duszami, nazwał je pogaństwem i starał się je wyplenić ogniem i mieczem. Skutek tych tragicznych działań był taki, że poważnie psychiką człowieka zaczęto zajmować się dopiero pod koniec XIX wieku. Wcześniej medyków zajmujących się hipnozą, a raczej „magnetyzmem” uważano za heretyków, czarowników, czyli wysłańców diabła. Konsekwencjami ujawnienia takich doświadczeń mogło być wieloletnie więzienie z torturami i śmierć na stosie. Znaleźli się jednak odważni poszukiwacze i badacze ludzkiego ciała i duszy. Wydawcy senników, w których poszukiwali wyjaśnień naszych zachowań, lęków i przyszłych losów. Tłumaczyli słynne senniki Artemidora, teorie magnetyczne i oneironautyczne (nauka o śnie) Makrobiusza. Oficjalnie Kościół uznawał ich za magów, a tłumaczy i popularyzatorów za odszczepieńców. Na wielką i jawną odwagę zdobył się dopiero Paracelsus. Paracelsus (1493-1541) – już ponad pół tysiąclecia temu – uważał, że tłumienie wyobrażeń, ufności i słów prawdy może spowodować chorobę. Wierzył w lecznicze siły magnetyczne.
Warto o tym wielkim człowieku wiedzieć więcej. Był medykiem o światowej sławie – właściwie nazywał się Teofrast Aureolus Bombast z Hohenheimu. Twierdził, że posiadł eliksir życia, że może wytworzyć sztucznego człowieka – homunkulusa. Chciał wszelkimi sposobami zdobyć wiedzę, jak uleczyć wszystkie choroby; niektóre jego receptury i kuracje są poważane do dziś.
Urodził się pod Zurychem, studiował w Bazylei, pracował w kopalniach metali, praktykował jako lekarz niemal w całej Europie. Oficjalni lekarze dworscy go wprost nienawidzili (on zaś wyśmiewał ich leczenie tylko za pomocą puszczania krwi i lewatyw); klął, nosił szpadę, przesiadywał w szynkach, ogromnie wiele obserwował i pisał (także o alkoholizmie). Miał ogromnie dynamiczny temperament, co przysparzało mu entuzjastów i wrogów. Paracelsus zmarł w wieku 48 lat. Jedni uważali, że otruli go lekarze konkurenci, inni, że zrzucono go ze skał. Pewne jest, że po otwarciu jego grobu okazało się, iż jest pusty. Jego wielbiciele, zwolennicy magii, uważają, że jest nieśmiertelny. Paracelsus ciało uważał za ubranie duszy, starał się więc przede wszystkim uzdrawiać duszę. Nakładał ręce na chorych na gorączki, paraliże i bezsilnych – posługiwał się i wierzył w siły magnetyczne, które uzdrawiają. Leczył też monotonnymi słowami (pierwowzór hipnozy). Kamienie szlachetnie i metale przyporządkował planetom, szukał leków dla ludzi spod konkretnych znaków horoskopu; leczył złotem, które wystawiał na słońce i ogrzewał w ogniu; interesował się ziołami. Stworzył teorię prawidłowego oddychania: wierzył, że energia z powietrza ożywia krew (przewidział istnienie tlenu?); duszę leczył przez „sympatię światła” a ciało przez leki; ogromnie dużo czasu poświęcił krwi, nie tylko jako medyk, ale także mag i alchemik. Podświadomie przeczuł wiele zjawisk fizycznych, chemicznych i fizjologicznych, które odkryto wieki po nim. Podobno on od słowa „alchemia” oderwał „al”, stworzył słowo „chemia”, by magia stała się nauką. Z arabskiego (od al – kohl – czarny barwnik do oczu) stworzył słowo alkohol. Pierwszy świadomie tworzył alkoholowe leki nalewki ziołowe. Propagował wyjałowienie narzędzi i mycie ran. Najciekawsze informacje pozostawił jednak o ludzkich siłach magnetycznych, które mają moc uzdrowicielską. Z jego nauk skorzystał lekarz niemiecki, popularyzator tzw. „magnetyzmu zwierzęcego”, Anton Mesmer (1734-1815). On pierwszy najbardziej przyczynił się do badań nad hipnozą. W swojej pracy z roku 1776 opublikował tezę na temat magnetyzmu. Samą nazwę magnetyzm wywodzono od małego miasteczka w Azji Mniejszej – Magnezji. Miały tam istnieć kamienie, które w człowieku pobudzały równowagę wewnętrzną. Początkowo w swojej terapii przedstawiał teorię „pewnego rodzaju dziwnego fluidu pochodzącego z kosmosu, mającego wpływ na człowieka. Stosowane przez niego „metale magnetyczne” były niezbędnym elementem „uzdrawiania chorych”. Potem formą leku stał się dla niego człowiek, który potrafił pobudzić magnetyzm zwierzęcy, mogący przechodzić z jednej osoby na drugą. „Fluid kosmiczny” uznano za magię. Jego praca doktorska z 1766 r. ,,0 wpływie planet na ciało ludzkie…” też trafiła na półkę o medycznych niedorzecznościach. Mówi ona o tym, że istnieje wzajemny wpływ pomiędzy ciałami niebieskimi, Ziemią oraz ciałami (jednostkami) ożywionymi; fluid przenikający wszystko i nieznoszący próżni; prawa tych wpływów ciał ożywionych są nieznane; dzięki nim organizują się właśnie owe ciała i cała materia. Prace oraz doświadczenia Mesmera, ośmieszane i potępiane, spowodowały jednak rewolucję w naukach medycznych. Można powiedzieć, że dzięki nim zaczęła się rodzić psychologia i psychiatria, które zajrzały w naszą podświadomość.

Współczesne odkrycia związane z hipnozą.

Po eksperymentach Mesmera powoli przekonywano się, że można świadomie ćwiczyć psychikę w celach leczniczych. Koniec XIX wieku i XX wiek to czas wzmożonych badań nad hipnozą. Przed nami jest jeszcze wiele odkryć, które udowodnią, że sztuczny sen to skuteczna i bezpieczna metoda lecznicza.
Szkot James Braid (1795-1860), zajmował się psychoterapią, hipnozą, leczeniem sugestią. Był twórcą wielu unowocześnień tych metod. On za pomocą przedmiotu lub światełka zdołał naukowo wywołać sztuczny sen. On pierwszy określił trans mianem hipnozy. Wprowadził uzdrawianie przy zmianie stanu i zależności od stanu (czyli można przypomnieć wydarzenie przywracając stan świadomości, w jakim osoba się wtedy znajdowała). Pisał:
„Uważam (hipnotyzm) zaledwie za prosty, szybki i pewny sposób wprowadzania systemu nerwowego w inny stan, który może się okazać bardzo pomocny w leczeniu niektórych zaburzeń” – i tak odebrał hipnozie dotychczasowy „demonizm”.
Emil Coue (1857-1926), aptekarz i psychoterapeuta, zbadał siłę sugestii, a nawet autosugestii. To od niego pochodzi słynne do dziś: „Każdego dnia, pomaleńku, coraz lepiej mi wszystko wychodzi”. Coue jest ojcem wszystkich dzisiejszych terapii związanych z sugestią i afirmacją. On pierwszy wyjaśnił, że wyobraźnia jest silniejsza od woli, a wolę można wzmacniać wyobraźnią. Prowadził eksperymenty z użyciem placebo (neutralnej substancji udającej lek) i dzięki nim udowodnił moc uzdrowicielską wyobraźni.
Martin Charcot (1825-1893), francuski lekarz neurolog, słynny był dzięki swym metodom leczenia histerii. Hipnozę stosował w leczeniu padaczki, choroby Parkinsona i innych schorzeń o pochodzeniu nerwowym (neurogennym). Hipnoza gwałtowna (silny dźwięk, nagłe oświetlenie itp.) oraz anestezja (walka z bólem) hipnotyczna to techniki jego autorstwa.
W 1904 roku Iwan Pawłow (1849-1936) otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za badania nad odruchami warunkowymi. Sygnał dla mózgu uruchamiał procesy fizjologiczne, choć organizm nie czuł pragnienia. Wniosek: emocje wzmacniają zachowania, nawet te instynktowne. Następcy Pawłowa uważają trans za „hamulec graniczny”, którym mózg broni się przed silnym stresem; mediami zaś zostają ludzie, którzy szybko stresowi ulegają i szybko w trans zapadają.
Pierre Janet (1859-1947) po zbadaniu stanów hipnotycznych uznał, że z ich pomocą można odblokować amnezję, czyli niepamięć po dramatycznych wydarzeniach.
Albert de Rohes, psychoanalityk i hipnoterapeuta, na początku XX wieku zaczął dokumentować eksperymenty z hipnozą regresywną (powrotem do przeszłości, także do poprzednich wcieleń).
Henri Bergson (1859-1941) nie tylko badał odmienne stany świadomości, ale uznał, że nikt z nas niczego nie zapomina, że wszystkie przeżycia, doświadczenia, nastroje, odczucia i uczucia zapadają w naszą pamięć już od dzieciństwa. Był pewien, że w stanach hipnotycznych można je odtworzyć.
Zygmunt Freud (1856-1939), austriacki neurolog i psychiatra, hipnozę porzucił dla strumienia świadomości, luźnych skojarzeń, ale nie potępił jej. Badał inne stany świadomości (m.in. tenże strumień luźno płynących myśli) oraz możliwości ludzkiej nieświadomości. Opisał tzw.teorię sublimacji: według niego nerwica kompulsywna przechodzi w zainteresowanie religią, paranoja w filozofię, a histeria w twórczość artystyczną (w ten sposób organizm broni się przed chorobami psychicznymi). Freud pisał: „Nieświadomość jest większym kręgiem, zamykającym w sobie mniejszy krąg świadomości; wstępnym stopniem do wszystkiego, co świadome, jest to, co nieuświadamiane; to, co nieuświadomione, może niezmiennie trwać na tym wstępnym stopniu i mimo to domagać się, by uważano je za pełną wartość w wymiarze psychicznym (wyższość id nad ego). Nieświadomość jest tym, co w psychice jest rzeczywiste w prawdziwym sensie tego słowa, i pozostaje w swej wewnętrznej naturze równie niezmienne jak rzeczywistość świata zewnętrznego, a nam jawi się w sposób równie niekompletny, jak jawi się świat zewnętrzny przez informacje pochodzące od naszych organów zmysłowych”. Sen i stany wywołane przez sztuczny sen uznał za „królewską drogę” do poznania nieświadomości. Interpretacje snów, wolne skojarzenia w koncentracji i relaksie (z terapeutą z tyłu) mogą pomóc duszy dojść do ładu z przeżyciami i pragnieniami.
Carl Gustaw Jung (1875 – 1961) interesował się hipnozą, snami, odmiennymi stanami świadomości. Sformułował teorię o formach ruchu energii psychicznej: „jej progresja oznacza rozwijanie procesu przystosowania, natomiast jej regresja cofa jednostkę na wcześniejszy stopień przystosowania. Ekstrawersja oznacza skierowanie energii do świata zewnętrznego, introwersja zaś zwrócenie jej ku wewnętrznym procesom samego podmiotu”. Wprowadził też pojęcie podświadomości zbiorowej, w której dominują różnego typu kompleksy i archetypy, mogą one hamować, ale jako źródło konfliktów – mogą też prowadzić do rozwoju.
Hans Berger w 1929 roku, opisał fale aktywności mózgowej: od jawy po głęboki sen (beta, alfa, theta i delta).
W 1953 r. odkryto (Eugene Aserinsky, William Demont, Nathaniel Kleitman), że istnieje coś takiego, jak stadium snu zwanego REM (rapid eye movement – szybkie ruchy gałek ocznych) i skojarzono to z marzeniami sennymi oraz emocjami w ich czasie przeżywanymi.
Milton H. Erickson, psychoterapeuta (1902-1980), stwierdził, że utraty pamięci po wstrząsach psychicznych związane są z psychicznymi i fizycznymi mechanizmami obronnymi, można do nich wrócić w regresji hipnotycznej i zmienić ich wymowę, ułatwić zrozumienie i złagodzenie wpływu na przyszłość. Postulował, aby do przeżyć hipnotycznych prowadzić pacjenta zaproponowaną przez niego samego drogą. Stworzył terapeutyczne „techniki konfuzyjne”, które początkowo wywołują w duszy zamęt, ale docierają do naj głębszych źródeł myśli.
Kazimierz Dąbrowski, polski psycholog, sformułował koncepcję dezintegracji pozytywnej, w której mowa, że każdy stopień rozwoju człowieka musi być poprzedzony pewnym rozpadem poprzednio uznawanych wartości. W tym czasie w organiźmie, a raczej jego podświadomości, toczą się konflikty, jaźń korzysta z zapamiętanych doświadczeń osobowości półświadomej, następuje wewnętrzna autopsychoterapia, włącza się nadświadomy autopilot organizmu, który porządkuje uczucia, emocje, inteligencję, wolę, by przygotować wszystko do wyższego stopnia rozwoju.
Hans Selye, w połowie XX wieku, opisał i wprowadził pojęcie stresu i chorób psychosomatycznych, czyli udowodnił, że napięcie psychiczne może powodować choroby fizyczne. W latach 80.
Stephen LaBerge (amerykański psycholog) w latach 80, zaczął eksperymentalnie ćwiczyć sny świadome. Śpiący ludzie mogli mu przekazywać informacje ruchami palców itp. W ten sposób ćwiczył przerywanie koszmarów (naciskanie brzęczyka) lub planowanie czegoś na przyszłość (różne sposoby dochodzenia do celu i realizacji życiowych planów).

Nie tylko psycholodzy, ale także badacze mitów uważają, że sny i inne odmienne stany świadomości pozwalają odzyskać wstęp do dawnych bohaterskich epok, złotych wieków. Mamy je, wszyscy ludzie na świecie, bardzo podobne – od marzeń na jawie po głębokie sny – o seksie, bohaterstwie, agresji, sukcesie. Hipnotyczny powrót do dawnych archetypowych myśli może być współczesną metodą terapeutyczną.

Jeżeli chciałbyś poznać mnie trochę lepiej to zapraszam do działu o mnie.

Facebook
Instagram